piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 3

-Co?-mruknęłam zszokowana.Jak mógł być w szpitalu skoro niecałe 5 godzin temu się z nim widziałam.Pięc godzin wcześniej kłóciłam się i równe pięć godzin temu zostałam wyrzucona z domu.
Nagle jak znikąd cała złość wróciła.Czułam wielki żal i rozgoryczenie.Nie potrafiłam opisać jak byłam rozczarowana.
Nie wiedziałam co miałam myśleć.Co miałam robić.Jechać z nimi do szpitala czy zostać?
A nawiasem mówiąc skąd Alex zna chłopców?To wszystko było zdecydowanie zbyt skomplikowane i trudne.Przelotem spojrzałam na chłopców a później na Alex.Co tu było grane?-Skąd Wy się w ogóle znacie?!-powiedziałam z wielkim wyrzutem.I nagle bum! wszystko wracało.Impreza u Alex.Skąd na niej ten sławny Liam Payne?
-Rita nie teraz..-Czy moja Alex była skrępowana?
-A kiedy?-dodałam złączając ręce na piersi.-Jeżeli nie dowiem się prawdy nigdzie się nie ruszam.-mruknęłam pewna siebie.
-Opowiedz Alex..sam też posłucham-przez śmiech krzyknął Lou-Albo Ty Harry.Wydaje mi się,że Rita jest warta prawdy.
-Ja i Alex..no my..-widząc błagającą minę Harrego moja przyjaciółka postanowiła powiedzieć prawdę.
-Poznaliśmy się w klubie w Londynie.-wzięła serie głębokich oddechów.-Uprawialiśmy kiedyś seks tak? Miał być to numerek na jedną noc.I tak by zostało gdyby ten idiota nie wziął mojego telefonu.-zmroziła loczka lodowatym spojrzeniem-Dzwonił na swój telefon,który miałam ja.Umówiliśmy się na intymne oddanie telefonów.Ale wtedy stało się to jeszcze raz.Chodzi mi tutaj o zbliżenie.-nikły rumieniec wkradł się na jej policzki -Później,kiedy przychodziło problemy odreagowywaliśmy to seksem.Do póki do póty ten kretyn nie zapomniał prezerwatywy..-powiedziała zaciskając mocno powieki.Zniecierpliwiona czekałam na ciąg dalszy.-Zaszłam w ciążę.-moje oczy właśnie w tym momencie przybrały kształt piłki golfowej..Alex i dziecko?! Jednak cierpliwie słuchałam dalszych wyjaśnień - Nie mogłam być matką.Nie teraz.Szkoła,praca i dziecko? Nie dałabym rady.Poza tym rodzice by mnie chyba zabili.Wtedy zadzwoniłam do tego głąba.Powiedziałam mu o tym.Nie uwierzył za pierwszym razem.Później nie miał wyjścia.W końcu to z nim straciłam dziewictwo.-widziałam jak jej oczy wypełnione były łzami.Jednak nie nadszedł czas na ckliwe teksty skierowane do dziewczyny.-Oboje zdecydowaliśmy się na aborcję.-Mój Boże..co Ty zrobiłaś! Zabiłaś dziecko! Nikomu nie winne dziecko! - Harry postanowił przedstawić całą sprawę reszcie tych idiotów.Poznałam ich.Styles opłacił cały zabieg.Zapewnił mi najlepszych lekarzy i najlepszą prywatną klinikę.Później dał mi pieniądze.A na koniec mieliśmy zapomnieć o sobie.Jedynie został Liam,który wspiera mnie do dziś.Jest cudowny i troskliwy.Pomagał mi we wszystkich sprawach związanych z dzieckiem jak i nie tylko.-Alex spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem.Ja milczałam.Byłam w szoku.-Przepraszam Rita,że nie powiedziałam Ci prawy.J-ja po prostu nie potrafiłam.Sama byłam w szoku..Nie mogłam zadręczać Cię swoimi problemami.Tak bardzo Cię przepraszam..-co ja miałam teraz myśleć? Po co w ogóle domagałam się prawy.Jak moja przyjaciółka mogła się zachować w taki sposób?
-Jak mogłaś?-byłam zmieszana.-A Ty.-zwróciłam się do Harrego dźgając go w klatkę piersiową palcem-Jesteś egoistą wiesz? Zabiliście dziecko.Bogu winne dziecko..Jak mogliście?! Pomogłabym Ci Alex.Nie zostawiłabym Cię.A aborcja to ostatnie co powinnaś zrobić.-krzyknęłam zakładając buty.-Lou jedziemy.We dwoje..Nie będę siedzieć w jednym pomieszczeniu,aucie czy obok,któregoś z tych morderców!-warknęłam chwytając chłopaka za rękę i ciągnąc go w stronę auta.
Zajęłam miejsce obok kierowcu.
Louis odpalił samochód chwilowo skupiając swój wzrok na mojej osobie.
Zamyślona patrzyłam przez okno.Wszystko wracało.Jak ja mogłam ją potraktować w taki sposób? Alex od zawsze była niezależna od ludzkiej opinii.To wszystko wina Styles'a! On ją do tego namówił.
Skurwysyn! Jak on mógł?
-To była tylko i wyłącznie ich decyzja.-Louis odważył się odezwa -Nie zadręczaj się tym.
-Alex to moja przyjaciółka.Przyjaciele powinni mówić sobie o problemach a nie usuwać je jak śmieci!-krzyknęłam uderzając pięścią w drzwi.
-To było wpadką.. 
-Sam jesteś wpadką Tomlinson!-ryknęłam.Czy ten dzień może być jeszcze gorszy.-Jak ja mogłam jej nie pomóc.Nie rozmawiać.I jakim to sposobem na litość Boską ja nie wiedziałam o tym dziecku?!
-Nie mogłaś jej pomóc.Ona doskonale wiedziała co robi..-mruknął od niczego.
-Masz rację.Jak mogę pomóc komukolwiek skoro sama nie radzę sobie ze sobą..-dodałam spuszczając wzrok.
-Ja Ci pomogę.Masz przecież mnie.-dodał uśmiechając się.
-Nie znam Cię Louis.Poznałam Cię dopiero dzisiaj.-uśmiechnęłam się nieśmiało.Mimo wszystko cieszyłam się,że jest.Że się pojawił "Czy ja się nie przesłyszałam?Cieszysz się?" 
-Za to ja Cię znam.Doskonale.Nazywasz się Rita Black urodziny obchodzisz trzydziestego grudnia.Ulubiony kolor to róż i niebieski,ulubione zwierzę to pies.-zaśmiał się-Twoja mama..-Nie wchodź na ten teren gościu..
-Nie Lou.-zaprzeczyłam.
-Przepraszam.-uśmiechnął się przepraszająco.-Dobra jesteśmy na miejscu.-mruknął otwierając najpierw swoje drzwi a później moje..
-Dziękuję
-Gotowa?-nadstawił swoje ramię,które pochwyciłam.
-Nie ale chodźmy.-wzięłam kilka głębokich oddechów.
Nie wiem czy bez Louis'a dałabym sobie radę..
Dziękuję...
Szliśmy długim szpitalnym korytarzem.Gdybym nie wiedziała gdzie jestem pomyślałabym,że gramy w jakimś idiotycznym horrorze.Spojrzałam przelotnie na Tomlinsona.Ciemne okulary zasłaniały jego piękne błękitne oczy,czapka powiedzieć bym mogła,że zimowa zdobiła jego głowę.Jedynie jego uśmiech pozostał na swoim miejscu.Uroczy zniewalający uśmiech.Lou był na prawdę przyzwoity..I gdyby nie fakt,że go nie lubię mogłabym się z nim nawet zaprzyjaźnić."Przepraszam,że przeszkadzam ale słyszysz Ty siebie?!" automatycznie skarciłam się w myślach kierując się dalej.
Podeszliśmy a powiedzieć bardziej ściśle to Lou podszedł do recepcjonistki pytając o pana Black'a.Miła pani skierowała go do odpowiedniej sali wcześniej biorąc autograf.Ohh już widzę jutrzejsze nadruki gazet.
Jeden z chłopców z One Direction był widziany w pobliskim szpitalu..Czy coś się stało Louis'owi?
To takie realne.
-Twój tata jest w pokoju 213 czyli dokładnie -powiedział rozglądając się dookoła siebie.
-Czyli dokładnie na drugim piętrze.-mruknęłam niezadowolona dezorientacją chłopaka kierując się w stronę schodów.
-Każdy mógł się pomylić-tupnął nogą broniąc swojego zdania.
-Każdy kto jest Tobą Lou-rzekłam bardziej stanowczo.
-Dobra dobra.Nie schlebiaj sobie.Gdzie Ty idziesz?-pisnął chłopięcym głosem przed mutacją kiedy zobaczył jak kieruję się w stronę schodów-Ty chyba nie myślisz,że będziemy szli schodami prawda?
-Ja nie jadę a Ty rób co chcesz-mruknęłam wchodząc na co drugi schodek.
-Chwila..-szepnął zdejmując okulary a na jego buzi momentalnie pojawił się uśmiech-Ty się boisz.-''Wyszło szydło z worka! Haha " " Ohh zamknij się" świetnie kłócę się sama ze sobą.Cóż. Lou miał racją.Panicznie boję się wind a jeszcze bardziej wysokości.-No dalej Rita.To nie jest straszne-wiedziałam,że tylko czeka na to aby wybuchnąć śmiechem.
-Chyba wyraziłam się jasno,że idę schodami.-mruknęłam wbiegając na górę.
-Jak tam chcesz-dodał nie kryjąc rozbawienia.
Oczywiste było to,że chłopak był pierwszy.Idiota cieszył się sam do siebie.
Pewna siebie podeszłam do drzwi,które kryły w sobie mojego tatę.Nie wiedziałam nic o jego stanie.Bałam się zapytać.A może nie chciałam wiedzieć?
Lou spojrzał na mnie wymownie a ja skinęłam głową.Chłopak otworzył drzwi a ja zaniemówiłam.
Boże..
~~*~~
Okej.
Dodałam rozdzia.
Dziękuję za komentarze pod zeszłym rozdziałem ;p
Proszę nie pytajcie kiedy kolejny rozdział..jest to irytujące..
Dziękuję i kocham Was <3   

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 2

-Chłopcy zabawią u nas jakiś czas.No znaczy się Lou i Harry.-ojciec uśmiechnął się promiennie do Jay,która wycierała łzy w chusteczkę.
-Słucham?!-splunęłam.
-Dobrze usłyszałaś.Reszta chłopców zabawią w hotelu.Harry i Louis zostaną u nas.Jay nie wybaczyłaby mi gdybym im nie pozwolił zabawić u nas.-powiedział z lekką kpiną co od razu spotkało się z karcącym spojrzeniem matki Lou.-Żartuje kochanie.-na samo ostatnie słowo łzy zebrały się w oczach.Kiedyś tak mówił do mamy."Przestań Rita!Bądź silna!" Nie mogłam znieś ten udawanej miłości mojego ojca do mnie.Jay zmieniła całe nasze życie.Zmieniła moje życie.
-Tato zdajesz sobie sprawę,że nie mamy wolnych pokoi?
-No i właśnie tu kochanie jest problem.. -ojciec nerwowo zaczął drapać się po tyle głowy a ja doskonale wiedziałam co to oznacza.Chciał dać im mój pokój.."No niedoczekanie Twoje ojczulku"
-Nie ma mowy-krzyknęłam.-Kim oni w ogóle są,żeby wprowadzać taki zamęt! Poza tym nasz dom to nie hotel!-przelotnie spojrzałam morderczym spojrzeniem na chłopców.Kim oni w ogóle byli,żeby tu zostać!
-Rita proszę Cię nie rób niepotrzebnego zamieszania-nerwy ojca były na skraju wytrzymałości.
-To nie jest dom Jay,więc ona nie ma prawa rządzić! Słyszysz?-zwróciłam się w stronę przejętej kobiety-Nie masz prawa tu rządzić.-krzyczałam na nią.Nigdy nie byłam aż tak bardzo zła.Zazwyczaj to co robią nie obchodziło mnie zbytnio.Tym razem było inaczej.Nie pozwolę obcej kobiecie rządzić w tym domu w,którym mieszkała moja mama.
-Jak śmiesz tak się odzywać-tata podniósł głos.Zadrżałam.-Wyjdź z domu!-ryknął."Czy on?..","Tak on właśnie wywalił Cię z domu"
-Słucham?-powiedziałam unosząc jedną brew.
-To co słyszałaś! Wyjdź z domu.-łzy cisnęły mi się do oczu..Jak on mógł? Mój własny tata."Olej to.Pamiętaj,że Alex i Taylor Ci pomogą" właśnie w tym momencie przestałam czuć.Ojciec działał na mnie odpychająco."Wybrałeś ją straciłeś mnie."
Pobiegłam do siebie do pokoju wyrzucając ciuchy z szafek.Szybko podeszłam do łóżka wyjmując z pod niego torbę.Wkładałam ciuchy z taką złością gdyby były mi coś winne."Przepraszam biedne ciuszki."
Kiedy wszystko zostało spakowane,zdjęłam piżamę i ubrałam spodenki a do tego białą bluzkę.
Usiadłam na łóżku czekając na wiadomość od Alex w sprawię tymczasowego lokum.Przelotem spojrzałam na szafkę obok mojego łóżka.Zdjęcie moje mamy i taty.To były na prawdę piękne lata mojego życia.No właśnie były.Wszystko się zmieniło od śmierci mamy.Tak bardzo mi jej brak.Czasem zastanawiam się czy tata za nią tęskni.Czy o niej myśli,kiedy pieprzy się z Jay! Wściekłość natychmiast wparowała do mojego ciała.Chwyciłam ramkę w,której znajdowało się zdjęcie rzucając ją o ścianę.To wszystko jego wina!Tylko jego wina.Przez cały ten czas myślałam,że to ja jestem winna.A tak w cale nie było.On zjebał moje życie.Mój własny tata był sprawcą całego zła i smutku.Moja miłość do niego jest zatruta.Miesza się z nienawiścią.Nie chce go nienawidzić.Chce go kochać szczerą miłością.Więc dlaczego nie mogę.
Gdyby nie fakt,że mama odeszła było by dobrze.Oni mnie zostawili.Nie kochali mnie.Byłam ich przeszkodą,którą teraz ojciec się pozbywa.Od początku taki był jego zamiar.Zlikwidować mnie na korzyść jego związku i Jay.
Dźwięk przychodzącej wiadomości wybił mnie z rytmu myślenia.
                         
                         od Alex: Kochanie jeszcze się pytasz?! Przychodź! Zamówimy pizzę :)

Nie odpisałam jej nic.Byłam wdzięczna za wszystko.Od zawsze mogłam na nią liczyć.Kochałam ją.
Starłam łzy,które leciały na policzku chwytając w dłoń walizkę."Odejdę na Twoje życzenie..Odejdę bo kocham..kochałam" .
Pewnym krokiem zaczęłam schodzić ze schodów.Zastałam ich wszystkim w takim samym położeniu.Popatrzyłam na Ojca i Jay.On tulił ją do swojego boku a ona oplotła jego ciało."To nie powinna być ona.Tu powinna stać mama! NIE ONA!"
Wiązanka przekleństw tłoczyła mi się w głowie jednak przemilczałam cisnące się słowa.
Tata spojrzał na mnie z zawiedzeniem.Widziałam jego rozczarowanie.Ale przecież to ja powinnam czuć się rozczarowana.Zdradził mnie.
Tak czy siak liczyłam na to,że mnie zatrzyma.Liczyłam,że przeprosi.Fakt faktem i tak wyszłabym z domu ale wiedziałabym,że zależy.Jednak on milczał.To nie on się odezwał tylko Jay..
-Nie musisz iść.-powiedziała dość nieśmiało.Bolało mnie,że tata milczał.Nawet nie przytaknął..
-Nie chce psuć rodzinnej sielanki-uśmiechnęłam się uśmiechem przepełnionym smutku zatrzaskując drzwi.
Drogę do Alex przeszłam piechotą.Musiałam pomyśleć o tym co się dzieje z moim życiem.Co powinnam z nim zrobić i jak je ułożyć.Mętlik kłębiących się myśli spowodował nagły wybuch płaczu.Nie umiałam przestać.Szłam cała zapłakana.Nie obchodziło mnie to.
Starłam łzy dopiero wtedy,kiedy stanęłam przed drzwiami przyjaciółki.Zapukałam nieśmiało do drzwi.
-Kochanie..-szepnęła przyjaciółka od razu porywając mnie w ramiona.-Wejdźmy do środka.Moja sąsiadka jest wiedźmą..jeszcze żuci na nas jakieś zaklęcie czy coś.-dodała w formię żartu przez co kąciki moich ust nieznacznie się podniosły.
Alex mieszkała sama przez co mogła robić co jej się żywnie podoba.Zazdroszczę jej tego.
Zdjęłam buty,od razu kierując się w stronę przestronnego salonu.Pozostałości ostatniej imprezy nadal były widoczne."Głupi Liam!'
Przyjaciółka podała mi kubek z ciepłą herbatą siadając na przeciwko mnie.
-Teraz opowiadaj.Co się stało aż tak złego?-mruknęła popijając zawartość swojego kubka.
Zaczęłam swój mętny monolog.Zaczęłam od imprezy a skończyłam na tym,że siedzę u niej w salonie.
-I teraz jestem tu..-dodałam zanurzając usta w cieczy.
-No to nie jest za ciekawie.-mruknęła drapiąc się po głowię.-Ale Rita..Myślałaś o tym,że on po prostu chce zacząć od nowa? Śmierć Twojej mamy była dla niego ciosem.Dobrze,że znalazł kogoś takiego jak Jay.Daj jej szansę.Daj im szansę.
-Czy Ty siebie słyszysz?! On wygonił mnie z domu Alex! A ona? Co ona sobie tak właściwie myśli.Pakuje się buciorami do naszego życia i psuje wszystko.Nie broń ich!-krzyknęłam wcale nad tym nie panując.
-Spokojnie tak tylko powiedziałam.
-Przepraszam Alex.Przepraszam.Po prostu jestem już zmęczona.Proszę nie mów nikomu,że tu jestem.-przeczesałam palcami włosy.
-Dobrze nie powiem.A teraz idę przygotować nam coś do jedzenia.A Ty odpocznij.Cóż na ten moment nie radzę iść do pokoi..Zostań tu..Taka mała rada-zaśmiała się wychodząc z salonu.Położyłam się na poduszkach zamykając oczy.Sen przyszedł na prawdę bardzo szybko.

-Przepraszam Was chłopcy ale ona nie ma ochoty na żadne rozmowy.-obudziła mnie na prawdę głośna rozmowa.
-Alex proszę nie pierdol głupot.Dobrze wiesz,że ta rozmowa dobrze jej zrobi,zresztą nam też.-nie rozpoznałam ich głosów.To takie dziwne nie wiedząc kto o Tobie rozmawia.
-Tomlinson nie zapominaj się.Jesteśmy u mnie w domu.Jest bezpieczna.A Wy jesteście tu zbędni..Do widzenia.-"Boże tylko nie oni..niee nie nie nie." -Bierz tą girę Styles-ryknęła- Nie wejdziecie do środka.-wrzasnęła.
Lekko zaspana ruszyłam w stronę awantury.
-Alex co się dzieje?-spojrzałam na przepraszający wyraz twarzy przyjaciółki.
-Oni chyba chcą z Tobą porozmawiać skarbie..
-Ale ja nie chce.-spojrzałam na nich z nożami w oczach i zaczęłam kierować się w stronę kanapy
-Rita..Twój Ojciec miał wypadek..

~~*~~
Rozdział jest trochę nudny ale z czasem będzie ciekawiej.
Dziękuję Wam za komentarze pod pierwszym rozdziałem :)
I proszę Was o bardziej rozbudowane komentarze.
Wiem,że rozdział jest krótki to też z czasem dopracuję :D
Dziękuję Wam,że czytacie i jesteście ze mną xx



czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 1

-Nienawidzę się za,każdym razem mocniej,kiedy mówię mu,że go nie cierpię.Kocham go tak mocno jak Ciebie.To on woli tą kobietę ode mnie.Tak bardzo jest mi przykro,kiedy muszę patrzeć na jego obojętność.Może chce krzykiem sprawić,żeby mnie zauważył?Nie wiem.Ja już nic nie wiem.Czasem mam tak ochotę zniknąć!-łzy sunęły po moim policzku.Nie przeszkadzało mi to.Tylko przy niej mogłam znaleźć ukojenie.Nawet,kiedy była martwa-Tak bardzo mi Ciebie brak.-zakryłam twarz dłońmi unosząc się coraz większym płaczem-Za każdym razem,kiedy wstaję i schodzę do kuchni mam wrażenie jakbyś tam była.-zaśmiałam się słabo.-Ale Cię nie ma.Już nigdy mnie nie przytulisz.Nie powiesz,że kochasz.-spojrzałam w uśmiechnięte zdjęcie na pomniku.Była taka piękna.Idealna-I wiesz co?Żałuję,że tego dnia to Ty musiałaś odejść a nie ja.-wyjąkałam.Lekki podmuch wiatru przeleciał po moich łzach,przez co zadrżałam.-I za każdym cholernym razem,kiedy on jedzie do pracy boję się.Boję się,że nie wróci.Że zostanę sama.Przecież wystarczy głupia strzelanina,wezwanie policji pojedzie on i...-lekko wstrzymałam oddech.-Pomimo tego,że tak bardzo mnie denerwuje proszę pilnuj go.Nie chce stracić kolejnej bardzo ważnej dla mnie osoby..-rękawem od bluzy starłam wszystkie łzy z twarzy.-Kocham Cię mamo.-wyszeptałam zostawiając jedną czerwoną różę na pomniku i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
Od cmentarza do mojego domu było jakieś piętnaście minut wolnym tempem.Więc nie fatygowałam się z szybkim pójściem.Mam wtedy czas dla siebie.Dla swoich myśli.Jednak zawsze,kiedy staram się przywołać wspomnienia o mojej mamie,moje starania pryskają i pojawia się ona!
Jay Tomlinson.mama niejakiego Louis'a Tomlinsona.Gwiazdki popu i jednego z członków One Direction.Jay jest mamą Lottie,Phobe,Daisy i Fizzy.Nie poznałam ich jeszcze.Na całe szczęście.Jakoś moim życzeniem nie jest rodzeństwo.Pewnie zapytacie czy poznałam Jay?Ah owszem.Jednak skreśliłam ją na samym początku.Ja mam już jedną mamę.To nie jest istotne czy znajduje się między żywymi czy umarłymi.Mam ją i już! Mój tata oczywiście ją sobie chwali co jest dla mnie nie małym szokiem.Zawsze,kiedy staram się poruszyć temat mamy on coś wymyśla.Boli mnie to.Od pogrzebu nie pofatygował się po to aby iść na cmentarz.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącego połączenia.Z lekkim wahaniem nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Mhm?-zamruczałam do słuchawki.
-Kiedy wrócisz?-poznałam dokładnie głos taty.
-Od,kiedy Ty taki troskliwy?Co znowu Jay przychodzi?-mruknęłam zniesmaczona rozmową z ojcem.
-Tak masz rację.Jednak razem z nią przyjeżdża Lottie.Chce,żebyś się z nią....-rozłączyłam się.Nie miałam siły słuchać tego gówna.Ojciec podnieca się przyjazdem tej dziewczyny już chyba od zeszłego tygodnia.To na prawdę męczące.
Delikatnie przekręciłam klamkę od drzwi.Na wejściu przywitały mnie śmiechy i gwarowe rozmowy.Gdyby nie fakt,że cholernie chciało mi się pić od razu poszłabym do pokoju.Jednak trudno.Leniwie kierowałam się w głąb tej całej rozmowy.
-Hej jestem Lot..
-Nie obchodzi mnie to.-warknęłam obojętnie wyciągając wodę z lodówki.
-Rita!-krzyknął ojciec.-Czy ja proszę o tak wiele?! Jeden dzień! Wróć na jeden dzień!-krzyknął.
-Najwidoczniej prosisz o zbyt wiele.Cóż tamta Rita odeszła z mamą.Pamiętasz ją jeszcze?! Bo coś mi się zdaje,że już nie za bardzo!-podniosłam głos spoglądając z obrzydzeniem a to na niego a to na Jay.Ojciec zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów.Ja natomiast zrezygnowana poszłam do pokoju.
Co z nim nie tak?! O co mu chodzi? Dlaczego stara się w tak dramatyczny sposób o niej zapomnieć.
Jak w ogóle można zapomnieć o swojej żonie.Kobiecie,która zawsze była obok! To chore i nie moralne!
Położyłam się na łóżku wpatrując pokój,który właśnie teraz wydał mi się tak cholernie interesujący.Różowe kwiatki zdobiły białe ściany.Kremowe szafki były poustawiane wzdłuż pokoju.Dwa okna jedno od strony podwórka z odstającym parapetem wręcz idealnym do siedzenia,drugie natomiast po prawej .Gdyby nie dźwięk przychodzącej wiadomości pewnie gapiłabym się nadal.Odblokowałam dotykowy ekran a treść sms'a przyczyniła się do mojego wielkiego uśmiechu.
                                            Od : Taylor
Dzisiaj impreza u Alex.Masz być.Ponoć ma być grubo.^^ Jak nie przyjedziesz masz kopa! xx

                                          Do : Taylor
Nie przegapię takiej okazji.Zresztą znowu kolejna kłótnia z Ojcem.Czas się odstresować.O,której mam być?

                                      Od : Taylor
                                   Bądź na 18.Xx See u!
                            
                                      Do : Taylor
                                      Ok.

Taka,krótka wymiana zdań spowodowała,że byłam teraz szczęśliwa.Spojrzałam na zegarek. 17.05.
Prawie,że pędem pobiegłam w stronę szafy.Wyciągnęłam z niej łososiowe spodnie,białą bluzkę.Do tego zwykłe białe convers'y.Małym dodatkiem na szyje było kolorowe serduszko na srebrnym łańcuszku.Należało do mojej mamy.Dzień przed wypadkiem dostałam go od niej.Swoje kręcone włosy zostawiłam w spokoju.Oczy lekko pomalowała tuszem a na usta nałożyłam czerwoną szminkę.Ostatnią poprawką były okulary.Zamiast całych czarnych nałożyłam te różowo czarne.
Było idealnie.
Założyłam torebkę na ramię do,której włożyłam telefon,gumy do żucia i kilka groszy następnie wyszłam z pokoju.
Kierowałam się w dół jednak nie do drzwi wejściowych.Ojciec za Chny nie wypuści mnie z domu dlatego też musiałam wyjść ogrodem.
Modliłam się tylko o to,żeby ta głupia Jay mnie nie zobaczyło.Od razu powiedziała by ojcu a ja miałabym gorzej przechlapane..oczywiste,że olałabym to ale zależy mi na tej imprezie.
Byłam już tak cholernie blisko.Zaledwie kilka kroków..Kilka głupich kroków,kiedy wpadłam na kremową szafkę strącając z niej wazon Jay.Odgłos tłuczonego szkła rozniósł się po całym mieszkaniu a ja przepełniona strachem wybiegłam z domu.Słyszałam jakieś krzyki jednak było za późno aby mnie zatrzymać.Pobiegłam w kierunku pobliskiego skupiska autobusowego.W ostatniej sekundzie weszłam do busa,który tuż za mną zatrzasną drzwi.
Zapłaciłam kierowcy grzecznie siadając za nim.
Czekałam aż ta cholerna podróż się skończy.Miałam taką ochotę na te śmieszne kolorowe drinki albo skręty Alex.
Zdążyłam tylko pomyśleć o tym co mnie czeka u koleżanki a mój bus się zatrzymał.Wysiadłam z niego jak oparzona i szybki krokiem skierowałam się wprost do domniemanego centrum dzisiejszej imprezy.
Jakieś 5 minut od centrum mojego dzisiejszego dobrego humory dało się słyszeć donośną muzykę.Przyśpieszyłam kroku.
Nie fatygowałam się w pukanie do drzwi.Nikt by tego nie usłyszał więc pewnie je otworzyłam.
Zdążyłam przekroczyć próg,kiedy jakiś chłopak wylał na mnie niebieskiego drinka.Nie przyglądałam się mu zbytnio.Był wysoki,umięśniony i krótko ścięty.Teraz nie ważne było jak piękny miał uśmiech,czy też to,że był purpurowy ze wstydu.Teraz liczyło się to,że moje stadium wściekłości aż kipiało.Chłopak jednym słowem był w niebezpieczeństwie.
-Prze-przepraszam.-zająknął się widząc moją wściekłą minę.
-Przepraszam-powtórzyłam sobie jego słowa szeptem-Przepraszam?! Oblałeś mnie tym niebieskim gównem,które pewnie nie spierze się mojej bluzki!-krzyczałam zaciskając dłonie w pięść.
-To Ty wyszłaś niespodziewanie!-odgryzł się krzykiem,który przy tak głośniej muzyce ledwo był słyszalny jako szept.
-Uważaj jak łazisz!-dodałam-Skończony kretyn!-warknęłam na odchodne.Wtedy właśnie poczułam uścisk na swoim nadgarstku.
-Przecież przeprosiłem chyba co!-krzyknął
-Jebie mnie to! a teraz bierz te łapsko!-warknęłam.Chłopak jednak zignorował moje żądanie.
-Przestań zachowywać się jak rozkapryszona dziewucha! To tylko bluzka daj spokój!
-Kim Ty w ogóle jesteś,żeby mówić mi jaka jestem! Nie znasz mnie! Nie wiesz o mnie nic więc się do cholery nie wypowiadaj-krzyknęłam przez muzykę.Jak on w ogóle śmiał!-A teraz puść mnie.Chce się napić.-mruknęłam.
-Nie wyglądasz mi na pełnoletnią.-uśmiechnął się chytrze.
-To nie jest w ogóle Twoja sprawa...-za jąkałam się nie wiedząc jak chłopak ma na imię.
-Liam..
-A więc Liam..możesz mnie puścić?!-powiedziałam z nutką spokoju w głosie.
-Dobrze.-uśmiechnął się wrednie.-Ale uważaj..są jeszcze czerwone drinki.Możesz przez przypadek być oblana.-uśmiechnął się wtórnie i odszedł.
Odprowadziłam go wzrokiem do salonu Alex.Co to miało być? Czy on mi groził? Jeśli tylko spróbowałby oblać mnie kolejny raz zapłaciłby za to życiem.
-Rita kochanie!-tuż za uchem usłyszałam piskliwy głos samej organizatorki zabawy.
-Cześć Alex.-starałam się zakryć ogromną niebieską plamę na bluzce.
-Matko kochana co Ci się stało?-Spojrzała na moją już prawie całą niebieską koszulkę.
-Jakiś kretyn wylał na mnie to niebieskie coś..-mruknęłam-Zresztą nie ważne.-wzrokiem szukałam baru.-Przyszłam się tu zabawić i zapomnieć o tym gównie.-krzyczałam z zamiarem przekrzyczenia muzyki.
-Bardzo dobrze kochana.Bar jest w kuchni.Miłej zabawy-uściskała mnie na pożegnanie i znikła.
Przyszłam tu z zamiarem dobrej zabawy.I tak właśnie zrobię.Będę się bawić.Zapomnę o wszystkim.Chociaż w małym stopniu.
Przedzierałam się przez ciała spoconych ludzi.Zdążyłam podejść do baru i mogłam wyczuć ostry zapach mieszanych alkoholi.
-Co dla Ciebie?-usłyszałam ciepły głos barmana.
-Na początek piwo z sokiem wystarczy-uśmiechnęłam się niepewnie na co ten skinął głową.Już po chwilę dość duży plastikowy kubek czekał przede mną.
-Dziękuję.-szepnęłam zanurzając usta w zimnej alkoholowej cieczy.
Reszta potoczyła się już bardzo szybko.Kolejne alkohole lądowały w moim żołądku.Straciłam rachubę..Sama już nie wiem co piłam.To nie robiło na mnie wrażenia.
Porwana przez wir muzyki i bawiących się ludzi pognałam w stronę parkietu.Co prawda nie lubiłam tańczyć jednak procenty robią swoje.Mogłam poczuć ocierające się o mnie ciała innych ludzi.Było mi tak gorąco.Jednak to gorące ciepło nie przeszkadzało mi wcale.Kiedy poczułam pragnienie rosnące w moich żyłach podeszłam do baru.Zauważyłam tam jego..Liam.. westchnęłam z dezaprobatą pochłaniając niedawno podawane mi przez barmana mi piwo.
-Jeszcze jedno.-poprosiłam korzystając z darmowego zapasu.
-Tej pani proszę już nic nie podawać..-odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu..Znowu on.-Chodź.Odwiozę Cię do domu.-mruknął łapiąc mnie za nadgarstki odrzucając plastikowy kubek.
-Puść mnie! Nigdzie z Tobą nie jadę!-zaczęłam się miotać jednak na marne.Byłam zbyt pijana.
-Oj daj spokój..Chce Ci tylko pomóc.-dodał wyprowadzając mnie z domu.-Poczekaj tutaj chwilkę.Podjadę tu samochodem.-mruknął pomagając siadać mi na krawężniku.
Kiedy tylko odszedł kawałek dalej wstałam i zaczęłam iść w przeciwną stronę.Sama nie wiem czemu odeszłam.Po prostu nie lubię kiedy ktoś mną rządzi.A to,że jestem pijana nie oznacza,że zezwala to komuś na dyrygowanie mną.Przecież ja go nawet nie znam.
Szłam sama nie wiem gdzie.Po prostu szłam śmiejąc się pod nosem i podśpiewując nieznaną melodię.
-Rita!-usłyszałam dobrze znany mi głos.-Rita wracaj tu!-powtórzył na co ja się tylko zaśmiałam.Przyśpieszyłam kroku na co Liam zareagował nie zbyt ciekawie.Słyszałam odgłos odpalającego silnika i chwilę później chłopak był obok mnie tylko,że w samochodzie.
-Wsiadaj.-warknął.
-Nie.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Nie zamierzam się z Tobą drażnić.Po prostu wsiądź do tego pieprzonego auta,zamknij te pieprzone drzwi i zawiozę Cię do tego pieprzonego domu!-warknął.
W końcu po pół godzinnych negocjacjach zostałam brutalnie wciągnięta do auta.Zaczęłam się szarpać z drzwiami lecz ten kretyn załączył blokadę dla dzieci.
-Otwórz te drzwi!-krzyknęłam.
-Uspokój się.-dodał zupełnie spokojnie.Przywitało się to z moim środkowym palcem.
Oparłam głowę o szybę i przymknęłam powieki.Czułam,że sen zbliża się nieubłaganie..Co więcej nie miałam sił by się temu sprzeciwić.

                                    Obudziły mnie głośne krzyki z dołu.Ojciec doskonale wiedział,że niewyspana Rita to wściekła Rita. "Serio możesz być jeszcze bardziej gorsza niż jesteś teraz?!" 
Wściekła prawie,że natychmiast wstałam z łóżka,dzięki czemu moja głowa zaczęła niemiłosiernie boleć a suchość w gardle spotęgowała się jeszcze bardziej.Poprawiłam piżamę w kotki,która nie wiem jakim sposobem się na mnie znalazła i zeszłam na dół.
Przywitały mnie tam śmiechy a nawet płacz Jay.Rozejrzałam się po salonie w,którym zawitało być może z 13 osób.Westchnęłam i niemrawo skierowałam się w stronę kuchni.A mówię ściślej to lodówki w,której znajdowała się woda.Chwilę później przezroczysta cieć łagodziła moje wyschnięte gardło.
-Rita pozwól do mnie na moment.-krzyknął tata z salonu.Jednak koło uszu przeszła mi jego prośba.Wzięłam ostatni łyk wody i zaczęłam się kierować z powrotem do mojego pokoju.
-Rita prosiłem Cię o coś!-warknął nabuzowany moją ignorancją.Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się do salonu.
Moje oczy przybrały kształt mniej więcej piłek do ping ponga,kiedy ujrzałam jego..Co prawda byłam pijana,jednak kilka wątków mój mózg zdążył zakodować.Między innymi jego osobę.
-Poznaj proszę.-westchnął w myślach przypominając sobie pewnie ich imiona - to jest Zayn,Louis,Liam,Harry i Niall.-gestykulował.-Panowie proszę poznajcie moją córkę Ritę.
Jedyne słowa jakie cisnęły mi się wtedy do ust brzmiały O mój Boże...